poniedziałek, 19 stycznia 2015

Ten moment, gdy recepcjonista w hotelu wita Cię: my się bardzo dobrze znamy!!!

A kelner w restauracji hotelowej macha przyjacielsko i z serdecznością...

Bezcenne... 



Z jednej strony - to miłe i przyjemne, że w ciągłej tułaczce biznesowej są gdzieś przyjazne porty, w których można czuć się "jak w domu" (sic!).



 

Z drugiej strony - czy doprawdy tak rzadko jestem w domu, a tak często w hotelach, że obsługa traktuje mnie jak członka rodziny??? 

Rzadko jest czas na podobne rozważania w codziennej pogoni za satysfakcją, samorozwojem i sukcesem. Jest wiele romantyzmu w tułaczce - także biznesowej. Samotność i tęsknota jest chlebem powszednim, a jednak kolejne wyzwania są magnetyzujące. Podróż służbowa, spotkania, negocjacje - cóż bardziej ekscytującego można sobie wyobrazić?

Jako mała dziewczynka, gdy moje koleżanki przebierały lalki Barbie w nowe sukienki i umawiały się na randki z Kenami, bawiłam się w businesswoman: moja Barbie była ubrane w futro, podróżowała samolotami i woziła teczki z pieniędzmi.

Zrozumiałam to dopiero po latach, gdy wracałam z kolejnej podróży biznesowej w nocy, a wyjeżdżałam ponownie wcześnie rano - czy naprawdę o tym właśnie marzyłam? 

Do dziś nie znam odpowiedzi, dlaczego kieruję moim życiem w ten sposób - tak bardzo świadomie i skutecznie, a tak mało czule wobec siebie samej.

W każdym razie: przed podjęciem kolejnego wyzwania zastanowię się 10-krotnie, jaki jest dla mnie z tego bilans korzyści i strat. Chyba czas, by zacząć postrzegać romantyzm w nieco innych kategoriach...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz sprawia, że moje serce bije szybciej :*
Every comment makes my heart beat faster :*